Memorial

Pani Basia Bodnarowa

Moja Mama… od dawna, od dnia jej śmierci chciałam napisać  o Niej , przyblizyć jej postać gościom odwiedzającym nasz dom, którzy pamiętali ją z dawnych lat jak i osobom którym kojarzyła się już tylko ze starszą Panią wygrzewająca się na słoncu , na ławeczce przed domem. Było to jednak ponad moje siły. Tyle przeżyć, wspomnień, wydarzeń a wszystkie ważne gdy tyczą osoby której już nie ma. Czas mijał i nic…aż pewnego dnia moja przyjaciółka Irena Zguda – znana wielu osobom przez swe cudne wycinanki – zapytała o możliwość napisania tekstu o Mamie do kolejnego numeru Kuriera Lanckorońskiego. Bardzo się ucieszyłam z tego pomysłu gdyż Irenka to osoba która doskonale znała moją Mamę i historię domu. Tak więc powstał tekst który ukazał się w wiosennym wydaniu tegoż pisma w 2021 roku a za zgodą autorki przedstawiam go poniżej.  Willa Zamek trwa i wierzę, że Mama nadal wypełnia go swoim duchowym ciepłem ale fizycznie brak jej bardzo. Była dla mnie siłaczką dzwigającą na swych barkach w czasach komuny ciężar utrzymania domu, ogrodu i rodziny, a w pózniejszych latach będącą ogromną pomocą i wsparciem dla mnie.

Dziękuję Mamusiu

Tatiana Bodnar

Wesoła pani Basia

Kiedy myślę o pani Basi mam wrażenie, że wyłania się gdzieś z ogrodu zza krzewów róż po które dawniej przychodzili uczniowie na zakończenie roku szkolnego. Widzę ją też jak stoi pochylona nad kuchnią i przygotowuje wspaniałe przysmaki dla swoich pensjonatowych gości. Albo z anielską wręcz cierpliwością oczekuje na spóźnialskich wielokrotnie podgrzewając kolację, a potem z promiennym uśmiechem wita ich jakby przyszli punktualnie.

Oto fragment wpisu do z księgi pamiątkowej Stanisławy Zawiszanki z 16 VII 1991r.

„Pani Basieńko. Wpisuję się do tej księgi, która już nie jednego przetrwała, aby dać wyraz wdzięczności za to, że Pani jest taka jaka jest. Wspaniała matka czarujących dzieci – pełna godności i taktu Pani Domu. Nigdzie nie czuję się tak dobrze jak w Zamku … „

Pani Barbara urodziła się 15 marca 1932 roku w Krakowie jako córka Jadwigi z domu Dziewońska i Tadeusza Lorenza. Mieszkała wówczas z starszym bratem i rodzicami w wystawionej przez ojca  willi „Tadeusz”. Czas edukacji szkolnej przypadł, jak całemu jej poZkoleniu, na okres II wojny światowej. Do 1943 uczyła się w Klasowej Polskiej Szkole Podstawowej w Lanckoronie. [fr. świadectwa] Później, kiedy okupanci niemieccy zamknęli szkoły, uczęszczała na organizowane w Lanckoronie, tajne komplety.

Po wojnie w 1947 roku kończy Gimnazjum Ogólnokształcące w Krakowie. Kontynuuje naukę w Liceum Administracyjnym. Po ukończeniu nauki w 1949 roku, wraca z Krakowa do domu. Pracuje w „Winiarni” w Brodach, a później w Szewskiej Spółdzielni w Lanckoronie.

Pani Basia i malutki piesek

W tamtym czasie jej największą pasją jest pisanie. Lekkość pióra, wyobraźnia i oczytanie sprawiają, że z łatwością przelewa na papier swoje myśli i wydarzenia. Pisze pamiętniki, opowiadania … powiększa się też grono jej czytelników. Wreszcie w pierwszej połowie lat 50 – tych ma już pokaźny dorobek literacki i zostaje przyjęta do Koła Młodych Literatów działającym przy Związku Literatów Polskich w Krakowie. Tu pojawia się obraz młodej pani Basi pochylonej nad maszyną do pisania i z szeroką perspektywą kariery literackiej. Jednak życie napisało inny scenariusz.

W roku 1959 w willi Zamek, w której zamieszkały z mamą Jadwigą, wybuchł pożar. Był gorący sierpniowy dzień, pełnia sezonu. Pani Basia ze swoim narzeczonym Ryszardem Bodnarem spędzali czas na górnym tarasie, który był jednocześnie częścią dachu./Nie zachowały się zdjęcia tamtego domu/. W pewnym momencie poczuli swąd. Zbiegli na dół i to ich uratowało, ponieważ gwałtownie rozprzestrzeniający się ogień odciąłby im drogę. Przyczyną pożaru okazała się maszynka z gotującym się mlekiem i kanister z benzyną pozostawione w pokoju przez gości. Spłonęła górna część budynku.

W listopadzie tego samego roku państwo Bodnarowie we Wrocławiu biorą ślub cywilny, gdzie mieszkają rodzice męża, repatrianci ze Lwowa. Młodzi ślub kościelny biorą zimą w Lanckoronie. We Wrocławiu pracują, zarabiając na odbudowę Zamku.

Po roku wracają. Odbudowa domu, ogród, goście, narodziny dzieci odwracają zarysowaną wcześniej perspektywę literacką. Do tego mąż pani Basi angażuje się w tutejsze życie społeczne. Ma swoje ciekawe wizje i plany, które nie są po myśli ówczesnej władzy ludowej. Mimo poważnych problemów zdrowotnych protestuje, prowadząc głodówkę. Nie wpływa to dobrze na jego kondycję zdrowotną. Pani Barbara po sezonie, żeby wesprzeć budżet domowy, na maszynie dziewiarskiej robi swetry, szaliki i czapki.

Pani Basia i dzieci

Trudno w to uwierzyć, ale w tamtych czasach nie znosi gotowania. W pensjonacie zawsze zatrudniano kucharkę. Przez lata była to pani Józia, bardzo oddana, traktowana jak członek rodziny. Kiedy posunęła się w latach zatrudniono pewną osobę z Lanckorony. Któregoś razu zawiodła, w ostatniej chwili odmówiła, bo znalazła pracę w nowo otwartej wówczas „Sielance”. To był szok. Następnego dnia miał być przygotowany obiad dla 60 osób. Pani Barbara podjęła to wyzwanie. Nocami studiowała książkę kucharską i tak się potoczyło … Tymczasem choroba męża pogłębiała się. Miał problem z nerkami. Szpitale, kliniki, najlepsi specjaliści, nie dało się go uratować. Umiera 15 lipca 1976 roku. Pani Barbara zostaje z dwojgiem dzieci, 13 – letnim Robertem i 5 – letnią Tatianą. Z mamą Jadwigą dalej prowadzi pensjonat.

Jeszcze jest ogród. Wspaniały, piękny z unikatowymi okazami przyrodniczymi. Najstarsze z nich posadzone przez dziadka na początku lat dwudziestych XX wieku, takie jak klon Shirasawy czyli japoński, starodawne cisy, derenie i inne. Są również okazy posadzone przez młodych pasjonatów ogrodnictwa czyli panią Barbarę i jej męża, którzy nawiązali kontakty z ogrodami botanicznymi, arboretami /między innymi w Kórniku/, skąd otrzymywali sadzonki rzadkich wówczas drzew i krzewów, np. kwitnący zimą oczar wirginijski.

Z Ogrodu Botanicznego Uniwersytetu Jagiellońskiego dostali rarytas sadzonkę metasekwoi chińskiej, która do II wojny światowej uznawana była za wymarłą. Odnaleziono ją w trudno dostępnych rejonach Chin i rozprowadzono po świecie. Co roku składali sprawozdanie z jej aklimatyzacji w naszym rejonie. Metasekwoja rośnie do dziś.

. . .

Ogród wymaga ciężkiej, fizycznej pracy. Oprócz wymienionych okazów zawsze uprawiane były jarzyny, owoce i kwiaty, czyste bez chemii i wszelkich paskudztw cywilizacyjnych. Pani Barbara plewi, okopuje, stawia murki, kamienne schody na alejkach, kopie fundamenty pod budowę części mieszkalnej i senitariatów Zamku. Niestrudzona, pracowita, życzliwa każdemu człowiekowi, co tam, każdej żywej istocie. Marzenia o literaturze przelały się w piękno i urokliwą atmosferę miejsca, które kreowała przez dziesięciolecia. Stąd inni mogli czerpać inspiracje do swoich utworów.

„Widok z balkonu willi w Lanckoronie
To panorama bitwy zwyciężonej
Pola przez które nie popędzą konie
póki nie będzie zboże wykoszone …”
Marek Grechuta „Lanckorona”

W Zamku bywało wielu znakomitych gości: Czesław Rzepiński, Jerzy Nowosielski, Wojciech Pszoniak, Kazimierz Wiśniak, Konrad Swinarski, Jerzy Broszkiewicz, Jerzy Radziwiłowicz, Alicja Bienicewicz. Wielokrotnie przyjeżdżał Andrzej Wajda z żoną Krystyną Zachwatowicz, która latem 1983 roku, w dowód wdzięczności, sportretowała panią Basię i jej dzieci.

W roku 2020 czas pani Barbary się wypełnił. Często mówiła ze zdziwieniem, że nie spodziewała się doczekać tak późnego wieku. 27 października w piękny jesienny dzień, w samo południe odeszła od nas na zawsze. Pogrzeb odbył się w Kościółku na zabytkowym cmentarzu w Lanckoronie. Urna z prochami spoczęła w grobie matki Jadwigi i babci Wandy. Mnóstwo kolorowych kwiatów otuliło panią Basię jakby tyle lat pielęgnowany przez nią ogród też przyszedł ją pożegnać.

 

Tekst zredagowała: Irena Zguda